2008-04-20
MAJ 1988 - ROZBROJONA BOMBA
Strajk w maju 1988 był dla mnie pewnym zaskoczeniem. Wydawało mi się wtedy, że ludzie pogodzili się z tym, że komuna będzie panować wiecznie, a spora niegdyś opozycja antykomunistyczna będzie pełnić taką samą rolę jak dysydenci, w innych krajach rządzonych przez komunistów.
Słyszałem, że po niedzielnej mszy w kościele św. Brygidy, ludzie krzyczeli "Jutro strajk...”, ale podchodziłem do tego sceptycznie. A jednak! Strajk się rozpoczął! Spotkałem się z kolegami ruchu "Wolność i Pokój". Stwierdziliśmy, że nie możemy siedzieć bezczynnie. Musimy wesprzeć strajk.
Pojechaliśmy pod stocznię. Kilkunastu stoczniowców stało pod bramą. Wśród nich Janek Stanecki, główny organizator strajku (w ogóle, to mało, kto o nim pamięta - jaki wstyd!). Obok żądań płacowych żądanie relegalizacji "Solidarności". Ale postulaty płacowe były tam zdecydowanie na drugim planie. To chyba był jedyny strajk, kiedy wolność była przed "chlebem" i to od samego początku. Następnie udaliśmy się do kościoła św. Brygidy, aby tam pod skrzydłami ks. Henryka Jankowskiego, zorganizować pomoc dla strajkujących. Księdza Henryka wszyscy znaliśmy tylko z widzenia. Trochę się baliśmy, czy nas nie pogoni. Ale wszystko było OK. Rozmowa trwała dwie minuty. Ksiądz Henio oddał do naszej dyspozycji salki katechetyczne, obok swojej plebani i rzucił tylko jedna uwagę "Jak będziecie kleić plakaty na murach kościoła, to nie używajcie mocnego kleju, żeby zabytku nie niszczyć.”
W ten sposób ruszyły Grupy Pomocy Strajkowej, jak nazwaliśmy naszą akcję wspomagającą. Zaraz dołączyli do nas koledzy z FMW. Część z nich już wcześniej wylądowała w stoczni, gdzie uruchomili mini-drukarnię. Wkrótce druga mała drukarnia ruszyła w "Brygidzie". Rozpoczęliśmy też zbiórkę żywności i innych potrzebnych rzeczy dla stoczniowców. Starsi ludzie okazali się bardzo hojni. Ale wręcz zadziwiające było zaangażowanie młodych ludzi w przenoszenie pomocy na teren stoczni. Stocznia była otoczona kordonem ZOMO, ale młodzi ludzie zawsze znaleźli sposób, aby się tam dostać.
Na początku w akcji brała młodzież z WiP i FMW oraz innych organizacji opozycyjnych. Później pojawiało się coraz więcej młodych ludzi, nigdzie dotąd nie zaangażowanych. I pewnie to szerokie zaangażowanie młodych ludzi przeraziło dotychczasowych liderów opozycji, którzy już wtedy powoli przygotowywali się do czegoś w rodzaju okrągłego stołu. Prawdopodobnie dlatego szybko zaczęli myśleć o zakończeniu strajku. Ale o tym później.
Strajk w Stoczni Gdańskiej poruszył także studentów. Niezależne Zrzeszenie Studentów podjęło decyzję o strajku na Uniwersytecie Gdańskim. Przewodniczącym komitetu strajkowego został Paweł Adamowicz (aktualny prezydent Miasta Gdańska) - osoba spoza NZS, ponieważ każdy z "prominentnych" działaczy tej organizacji chciał objąć tę funkcję, w związku z czym, wszyscy musieli z niej zrezygnować. Co ciekawe „Pawełek” od początku był niechętnie nastawiony do strajku. Można wręcz powiedzieć, że był jego przeciwnikiem. Wkrótce jego nastrój udzielił się innym członkom komitetu strajkowego. Po kilku dniach podjęli decyzję o zakończeniu strajku, mimo protestów sporej części studentów, głównie z ruchu "Wolność i Pokój". Ja niestety nie mogłem wziąć udziału w tych burzliwych scenach, bo dzień wcześniej dałem się jak cymbał zamknąć przy rozrzucaniu ulotek na dworcu PKP.
Niebawem zakończono także strajk w stoczni. W sierpniu 1988 wybuchł kolejny strajk. Tym razem studenci nie mieli szans na zorganizowanie swojej akcji, gdyż były wakacje. Strajk został również szybko wygaszony. Wałęsa i inni pseudo-opozycyjni liderzy, zamiast rozwijać społeczny opór, zdecydowali się na układy z głównym milicjantem kraju - Czesławem Kiszczakiem.
Klaudiusz Wesołek