Wspomnienia Mariusza Wilczyńskiego / założyciela pisma Monit i FMW w Gdańsku
Federacja to, z definicji, luźny związek odrębnych struktur łączących się w celu realizacji wspólnego przedsięwzięcia. Federacja Młodzieży Walczącej powstając w Gdańsku na przełomie 1984 i 85 roku miała jeden, jedyny cel : zniszczyć komunizm, wciągając w tę walkę naszych rówieśników - młodzież, gdyż, wykorzystując słowa propagandowych plakatów komunistycznych organizacji młodzieżowych, oni są siłą i przyszłością Polski. Było nam obojętne, czy zrobimy to w jakiejś strukturze, czy poza nią.
Idea narodziła się, z mojego punktu widzenia, w czasie odurzających wakacji 1984 roku w Piaśnicy, nieopodal Jeziora Żarnowieckiego. Pojechaliśmy tam w cztery osoby z klasy III b IX Liceum Ogólnokształcącego imienia włoskiego komunisty (takie były czasy!) Giuseppe di Vittorio. Tam to, nieopodal pachnącego starym drewnem kościoła, zrodziła się idea, a właściwie pretekst by związać się z podpatrywaną na wspólnych lekcjach Klaudią Moszczyńską. Może trochę niesłusznie trywializuję, ale było coś ekscytującego w zaszeptanym, konspiracyjnym „co sądzisz o tym, by coś w naszym liceum stworzyć? No wiesz – jakąś organizację”. Zaakceptowany pomysł zrealizowaliśmy. W czasie obowiązkowego wówczas słuchania audycji Radia Wolna Europa, usłyszałem informację o powstaniu w Warszawie Federacji Młodzieży Walczącej, połączoną z apelem o organizowanie grup Federacji w całym kraju. Klaudia, jak pamiętam, przez jakiś czas oponowała (nie podobała się jej trochę pompatyczna nazwa), ale z czasem się z tym pogodziła. Powołaliśmy do życia, organizację Gdańska Federacja Młodzieży Walczącej, a przede wszystkim, parę miesięcy później pismo o wyszperanej w słowniku wyrazów obcych nazwie „Monit”. Warto tu wspomnieć, że mniej więcej do połowy 1985 r. tworzyliśmy w Gdańsku organizację o separatystycznej nazwie Gdańska Federacja Młodzieży Walczącej, kładąc nacisk na odrębność organizacyjną, ideową i wyjątkowość wszystkiego co powstaje w przepięknym grodzie nad Motławą. Do archetypicznej Federacji Młodzieży Walczącej wróciliśmy dopiero po nawiązaniu kontaktu z pomysłodawcami FMW z Warszawy.
Pamiętam fakt, gdy mój przyjaciel jeszcze z podstawówki (właściwie to z przedszkola) Jacek Kurski, przynosił mi do domu ze 350 egzemplarzy pisma III LO „Biuletyn Informacyjny Topolówka” (czasem miałem wrażenie, że w moim liceum kolportuje się prawie połowę nakładu BIT-u). Pamiętam, że Jacek miał duży wpływ na podjęcie mojej późniejszej decyzji. Rozrzuciłem gazetki w szatni i trochę podirytowała mnie świadomość, że pełnię rolę ostatniego ogniwa „dostarczania wolnego słowa”. Zwróciłem się do Jacka w czasie powrotu z lekcji religii (kiedyś możliwość spotkania się z rówieśnikami poza szkołą w ramach jakiejś formalnej organizacji miała swoją wagę - po religii można było wiele załatwić!) z prośbą o dostarczenie mi jakiegoś sprzętu do drukowania. Wcześniej kompletowałem sobie - odlewając z ołowiu przy pomocy wymyślnej machiny mojego pomysłu - zestaw czcionek do powielania tekstu – co za czasy!!!. Jacek wręczył mi plik matryc, pouczając mnie o sposobie ich używania (no wiesz, najpierw filc, potem farba, szyfon, matryca i wałeczkiem ciaaach). Dopiero później ojciec Klaudii, gdy z dumą pokazaliśmy mu nasz nowy nabytek, z niejakim zirytowaniem uświadomił nas, że są to matryce alkoholowe i nie nadają się do druku przy pomocy wałka i farby drukarskiej (trzeba: denaturat, gąbeczka, wałeczek i ciaach....). Na matrycach tych wydrukowaliśmy tekst o powstaniu GFMW (w skład której wchodziliśmy wówczas ja, Klaudia i nieświadomi tego do końca, moi dwaj koledzy z liceum (niech będzie: Michał Lisiecki i Marcin Twardowski), pomagający nam w druku) i jeszcze jakiś apel o nie pamiętam jakiej treści. Na przełomie października i listopada 1984 roku Gdańska Federacja Młodzieży Walczącej samodzielnie wydrukowała i rozkolportowała swoją pierwszą ulotkę. Informacje do tworzonej w ten sposób redakcji pisma dostarczała, nie do przecenienia, Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, oraz serwisy z istniejących już pism podziemnych.
Istotnym jest odnotowanie, że jako pierwsi w skali całego kraju zaczęliśmy wydawanie, pisma Federacji Młodzieży Walczącej - „Monit”.
Jak poznałem Olka Buchockiego.
Przez Abrama (pamiętam podróż SKMką z Gdańska do Oliwy, gdzie Olek mieszkał, jak uzgadnialiśmy współpracę?... Tylko nie pamiętam, czy może przez Krysię Krauze - kuzynkę Jacka Kurskiego z Oliwy czy Jacka Bielaka, czy wreszcie przez kółko oazowe, na które Piotr Abra mczyk chodził. Samego Abrama to chyba „wymyślił” Jacek Bielak, mój kolega z dziewiątki... Powiedział mi, że poznał (w kościele? Na lekcji religii?) kolegę spoza Gdańska, który szuka „kontaktu z opozycją”... Tośmy się spotkali! Kościół bardzo nam służył, także później..., Rozruch Federacji bez niego byłby niemożliwy!
Dzięki Olkowi złapaliśmy mocny kontakt na V LO i "Opornik"...
Zaczęliśmy nawiązywać dalsze kontakty, docierać do rozmaitych ludzi, którzy bardzo nam pomagali. Dzisiaj, gdy piszę ten tekst, krążą mi po głowie różne nazwiska (nie zaangażowanych organizacyjnie w FMW, ale wspomagających nas ludzi - chociażby coraz to nowymi kontaktami, adresami): nieżyjący już Dariusz Kobzdej (cześć jego pamięci!), pani Wiesia Pieńkowska z pisma „Kontakt”, Andrzej Zarzycki, dzisiaj architekt w Ameryce, wówczas anarchizujący wydawca pisma „Kres” i wielu, wielu innych...
Później dokooptowaliśmy (już ściśle organizacyjnie) kolegę Klaudii z parafii księdza Trybowskiego, Piotra Dowżenko , a wcześniej, mojego wspaniałego przyjaciela, postać nie do przecenienia dla tworzonej organizacji – Piotra Abramczyka (Piotr, co się z Tobą stało!!!), który, jako osoba spoza Trójmiasta, wynajmował coraz to inne pokoje w Gdańsku, użyczając ich dla celów organizacji. Dzięki ciągłej zmianie zamieszkania Piotra, a przez to zmianie lokalu – drukarni bezpieka nigdy nas nie namierzyła (o święta naiwności…).
I było tak, że pierwsze drukowania odbywały się w komóreczce, gdzie po sąsiedzku łamaliśmy jeszcze jeden z długiej listy zakazów stanu wojennego - produkowaliśmy na własne potrzeby bimberek (przepis: Bitwa pod Grunwaldem – 1410: kilo cukru, 4 litry wody, 10 dag drożdży).
Jak spotykałem się z Krawcem.
Kolega z klasy - Jarek Bartoszuk (którego rozpoznawałem jako „czynnego sympatyka”) powiedział mi o swoim koledze, który szuka ze mną kontaktu. FMW IX LO wydawała już stale pismo „Monit”, łapaliśmy kontakty z uczniami innych szkół w Gdańsku i Gdyni. Spotkałem się z (właśnie!) najpierw z Błażejem Drożdżem – w jego mieszkaniu na krańcu Przymorzu... (cholera, nie jestem pewien, czy nie za pośrednictwem Andrzeja Zarzyckiego, z którym rozpoczynaliśmy razem studia na wydziale architektury PG). Z tego by wynikało, że dopiero Błażej nas z sobą umówił, a my z czasem dokonaliśmy tzw. wrogiego przejęcia Darka, który zostawił Biuletyn Informacyjny Szkół Zawodowych dla Monitu. I działo się to wszystko na przełomie lat 84/85. Dzięki tej znajomości Federacja naprawdę ruszyła z kopyta. To Darek przeforsował zastąpienie druku na matrycach białkowych drukiem sitodrukowym. Miał lepsze kontakty z FMW warszawskim przez właśnie Błażeja Drożdża.
Pierwsza wpadka to niestety właśnie złapanie Piotra Abramczyka i jego kolegi Radka, którego Piotr „wciągnął” do organizacji z właściwą sobie bezpretensjonalnością. Zatrzymania dokonał patrol milicyjny w czasie rozklejania ulotek przed 1 maja 1985 r. Pamiętam nie zdany wówczas przeze mnie egzamin z dorosłości gdy nie umiałem spojrzeć prosto w oczy rodzicom Piotra, gdy przyjechali do Gdańska, i siedzieli przy herbacie w gościnnym domu Mietka Cholewy – pieśniarza (współautora pieśni – hymnu: „Janek Wiśniewski padł”) z Sopotu.
Gdyby dodać do zarysowanego cienką kreską obrazka wspólne szaleństwa nocnego życia Sopotu i Gdyni, picie pierwszego alkoholu w postaci „markowego” wina „Witosza”, czy rozległe znajomości z koleżankami Piotra z wieczorówki – Elką „Zimną”, całonocne dysputy polityczne, wielogodzinne stanie przy desce do drukowania przy drukowaniu kolejnych wydań „Monitu” i innych publikacji FMW (między innymi słynnego „Sierpień w Gdańsku” wydanego w 5 rocznicę podpisania porozumień sierpniowych’ 80 r. – Piotr, czy pamiętasz?), czy wreszcie współpracę z regionalnym, podziemnym kierownictwem NSZZ „Solidarność” (chociażby redagowanie - przez ostatnie dwa lata podziemnej działalności związku – gazety „Solidarność” Pisma Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” czy współpracę z oficyną wydawniczą Regionu „Kształt” przez chociażby użyczenie bezcennych w owych czasach lokali na druk ulotek i wydawnictw). Sądzę, że wybaczą mi wszyscy ci, których ze względu na rozmiar i charakter tej publikacji (a także przez szacunek dla ich prywatności), nie wymienię z nazwiska. Wszyscy bezimienni właściciele lokali, kolporterzy i drukarze, łącznicy, bez których nie byłoby ani Federacji, ani „Solidarności, ani wreszcie, nie zawaham się, Wolnej Polski.
Zdaliśmy sobie sprawę, w tamtych czasach, z wagi wolnego słowa, i istnienie prasy w ogóle, wszak przy jej pomocy można było prowadzić całą działalność informacyjną, organizować przerwy milczenia itd. Po skontaktowaniu się z kolejnymi „działaczami” licealnymi – np. Jarkiem Rybickim z VII LO, Adamem Mieczkowskim z II liceum czy Olgierdem Buchockim z gdyńskiego technikum, wcześniej wspomnianym Piotrem Dowżenko realizowaliśmy niezwykle skuteczną ideę: jedne liceum – jedna gazeta. Póżniej bardzo skutecznie w Gdyni ideę tę kontynuował Mariusz Roman…
Wybacz mi, czytelniku, osobisty ton tych informacji. Nie potrafię jednak znaleźć dystansu do zdarzeń, które wspólnie z przyjaciółmi współtworzyłem. Niech kolejne ich opowieści ułożą się w pełen obraz Federacji Młodzieży Walczącej w Gdańsku.
W 1985 roku (na jesieni?) Jacek Kurski poinformował mnie, że Maciej Łopiński współautor kultowej „Konspiry” Rzeczy o podziemnej Solidarności (a dzisiaj rzecznik prasowy Prezydenta RP) chce przeprowadzić ze mną wywiad na temat Federacji. Wcześniej powstał napisany przez niego artykuł o „Bicie”, piśmie z III LO, którego Łopiński był absolwentem, a jego żona pracowała w tym liceum i miała stały kontakt z konspirującym duetem Kurski/Semka. Sam pomysł pisania o Federacji wydał mi się interesujący ale w nawale tzw. bieżączki (kolejne wydania „Monitu” koordynacja działalności Federacji w Gdańsku (namawianie redakcji pism II LO - „Dwójka” V LO „Opornik” do wstąpienia do Federacji, spotkania w Gdyni z zawiązującą się dopiero grupą, która wydawać miała późniejszą „Antymatykę”) nie przywiązywałem do niego zbyt dużej wagi. Po kilku spotkaniach z Darkiem Krawczykiem i mną w pokoju wynajmowanym przez Piotra Abramczyka na ul. Pstrowskiego w Sopocie, powstał pierwszy (?) tekst o FMW – „Konfederaci”, ukazał się w zachodnioberlińskim piśmie „Kontakt” (już dotarliśmy do archiwalnych wydań "Kontaktu" i wkrótce opublikujemy tekst na naszej stronie w rubryce Pisali o FMW). W czasie kolejnego spotkania, gdy Autor zorientował się w sile i sprawności organizacyjnej Federacji, usłyszałem przełomowe dla nas „Moi koledzy (czytaj: z RKK) zwracają się do was z zapytaniem czy nie bylibyście zainteresowani prowadzeniem pisma „Solidarność” („tego z lewkami”). Prawdę mówiąc fakt, że Zarząd Regionu (Regionalna Komisja Koordynacyjna) wraca się do świeżych absolwentów liceów/techników czy jak w moim przypadku studenta pierwszego roku studiów z takim zapytaniem mógł świadczyć albo o docenieniu naszego zaangażowania i sprawności organizacyjnej albo po prostu o mizerii kadrowej Regionu. Chyba obie przyczyny były jednako prawdopodobne i obie podobnie na tym fakcie zaważyły. Po kurtuazyjnym „musimy się zastanowić” i tygodniowym „zastanawianiu się” przejęliśmy Redakcję Pisma. Doszło wówczas między mną a Darkiem Krawczykiem („młoda Federacja” dopiero się rozgrzewała) do małego spięcia, w wyniku którego doszło do podziału Federacji na część realizującą dalszy jej fantastyczny rozwój a mną, który wsiąknął w tygiel tzw. dorosłej opozycji. W którymś numerze „Solidarności” zamieściłem wywiad z Darkiem „przedstawicielem największej organizacji młodzieżowej”, przeprowadzającej w Gdańsku co rusz manifestacje i inne działania wykraczające poza dotychczasowy schemat organizacji młodzieżowych. Prowadziłem pismo Regionu przez wszystkie ostatnie lata działania związku do fantastycznej wiosny 1988 roku, kiedy natychmiast po rozpoczęciu strajku w Stoczni Gdańskiej (im. Lenina!) 2 maja wsparliśmy strajkujących robotników. Wspomagaliśmy strajkujących przez maj, sierpień aż do smutnego strajku w listopadzie 88 roku. Pamiętam jak Darek Krawczyk (wówczas nauczyciel w podstawówce przy przystanku Gdańsk Przymorze) gdy powiedziałem mu o strajku na stoczni po prostu wyszedł w z klasy by udać się na stocznię wspomóc strajkujących... Jeszcze... Pamiętam wcześniejsze spotkania z ukrywającą się RKK w mieszkaniu na sopockim „Broadwayu”, gdzie po karkołomnym prześlizgnięciu się między sąsiadującymi klatkami wieżowca spotkałem się z kierownictwem będącego w ścisłej konspiracji Zarządu Regionu (nasłuch milicyjnych krótkofalówek prowadził dzisiejszy szef Agencji Wywiadu (?) Witold Marczuk) Bogdanem Borusewiczem (dzisiaj Marszałkiem Senatu), Lechem Kaczyńskim (dzisiejszym Prezydentem RP), choć z nim być może na wcześniejszym spotkaniu we Wrzeszczu przy ul. Partyzantów), Krzysztofem Dowgiałło – architektem, m. in. autorem tekstu „Ballada o Janku Wiśniewskim”...
Federacja Młodzieży Walczącej zasiliła z całym swoim zaangażowaniem i spontanicznością struktury związku. Tak zresztą widzieliśmy swoją misję – wypełnienia przepaści między tzw. starą „Solidarnością” a solidarnościową młodzieżą, która, jak się okazało później, dobiła rozsypujące się struktury komunistycznego państwa. ZUPEŁNIENIE
Krótko o Grupach Wykonawczych FMW
Organizacja Federacja Młodzieży Walczącej od początku konstruowana była z namysłem i odpowiedzialnością. Wiedzieliśmy, że musimy posiadać gazetę – powołaliśmy do życia nieregularnik „Monit”. Stworzyliśmy sieć odpowiedzialną za zbieranie informacji, kolportaż... Zapatrzeni w historię AK i Kedywu stworzyliśmy niemal równocześnie z nim Grupy Wykonawcze FMW. Grupy Wykonawcze dla Federacji miały być tym czym dla Armii Krajowej było Kierownictwo Dywersji – oczywiści we właściwej skali.
Ramy działalności Grup Wykonawczych (Action Direct – jak popodkreślał z uśmiechem Jarek Rybicki) były szerokie - odpowiadały potrzebom rodzącej się organizacji. Na początek malowania napisów na murach, plakatowania, akcje ulotkowe w tramwajach (np. pamiętna akcja zamalowywania tablic tramwajowych w czasie akcji w zajezdni tramwajowej na ul. Abrahama z wykorzystaniem łączności krótkofalowej przed wyborami w październiku 1985 r. W czasie pracy osoby korzystające z krótkofalówek używały ich tak głośno, że ich rozmowy były słyszalne przez postronnego spacerowicza z odległości kilkunastu metrów! Całe szczęście o czwartej nad ranem spacerowiczów nie było zbyt wielu. Akcja zamalowywania tablic informujących o trasie poszczególnych tramwajów napisami „Solidarność” i wzywające do działań solidarnościowych, np. bojkotu fałszowanych przez komunistów wyborów czy po prostu świadczących o oporze społeczeństwa wobec systemu.
W ramach przygotowań do całkowitej z nim rozprawy (w młodzieńczej naiwności wyobrażałem sobie, że dokona się ona na ulicy w czasie „ostatecznego starcia”) uzbrajaliśmy się: Piotr Abramczyk pracując w warsztacie ślusarskim nieopodal pętli tramwajowej w Oliwie spawał kolczatki do przebijania opon milicyjnych samochodów i polewaczek na potrzeby organizacji; kradliśmy benzynę do napełniania butelek z przygotowywanymi zapalnikami... Późniejsze działania Federacji po 1986 („młoda FMW”) ideę tę twórczo rozwinęły.
Dbając o wykorzystanie propagandowe niektórych (do wszystkich naszych pomysłów wolę się nie przyznawać!) akcji GW FMW - „Monit” publikował na swoich łamach informacje o ich dokonaniach w rubryce „Z działalności Grup Wykonawczych Federacji Młodzieży Walczącej”. Co miało także niebagatelne znaczenie propagandowe.
Pamiętam rozmowy z reprezentantami innych środowisk, które deklarowały podobną wizję działania opozycji. Między innymi z „mordercą” (Jarek Rybicki wie o kim mówię!) z „Lechii”, który miał nam pomagać w użyciu kolczatek w czasie przewidywanych starć z milicją podczas ulicznych manifestacji.
Muszę tu dodać, że było to wbrew logice „oficjalnej opozycji” z NSZZ „Solidarność” na czele. Nie mieliśmy jednak żadnego dejavu redagując oficjalną gazetę „Solidarności” w Gdańsku i uczestnicząc w organizacji podziemnej poligrafii związku przy jednoczesnym rozlewaniu benzyny do butelek.
Nasz – mój i Jacka Kurskiego (trzeba w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, zdystansowanego od FMW) – temperament, gdy podpisaliśmy się jako redakcja „Solidarności” pod wspólnym oświadczeniem wraz z „Solidarnością młodych” i innymi grupami „dostrzegającymi coraz głębiej postępujący marazm w działalności Zarządu Regionu i pogłębiającą się jego niereprezentatywność” – cytuję z pamięci... doprowadził raz do aktu szczególnego rodzaju cenzury prewencyjnej, gdy po interwencji Bogdana Borusewicza spłonęła część nakładu „Solidarności” i nikt nie dowiedział się o odrębnym od Zarządu Regionu poglądzie Redakcji jego pisma na aktualne problemy polityczne i spsoób na ich rozwiązywanie, a nasza gazetka ukazała się w koślawej formie spinanych przez cierpliwych kolporterów trzech karteczek formatu A5.
Wiedziałem, że komuniści „zmiękną” tylko pod ciągłym nie do opanowania naciskiem – gdy się na prawdę przestraszą. Być może straszak „zdeterminowanymi młodymi” (słynne straszenie przez Wałęsę „młodymi, nad którymi on już nie zapanuje!” doprowadził tak naprawdę do pokojowego zakończenia konfliktu. Na marginesie, szkoda tylko, że „młodym” nawet po prostu grzecznie za to nie podziękowano... Odepchnięto ich na boczny tor uzgadniając z komunistami podział wpływów (Kto jest autorem stwierdzenia „odpieprzcie się od Generała”...?). Zamknięto ich w bezpiecznej dla Układu klatce „Ekstrema” razem z Joanną i Andrzejem Gwiazdami (a za co np. ich...?) radykałami z niektórych grup nacjonalistycznych, anarchosyndykalnych, itd. Temat antyspołecznego układu okrągłostołowego to osobny problem i nie miejsce tutaj by go omawiać.
Wspomnę jeszcze dalej o planach użycia Grup Wykonawczych do wzmocnienia naszej poligrafii powielaczem białkowym z III LO, który mieliśmy wynieść z Topolówki – pomysłodawca akcji niech pozostanie w tajemnicy – (klucze do kantorka, gdzie stał wcześniej dorobiłem!), a który otrzymaliśmy w niespodziewanym prezencie od grupy, która najpierw sama go wykradła by wydać naszymi rękoma dwa (?!) numery konkurencyjnego dla BIT-u pisma III LO - „XYZ”. Historia z powielaczem to dobry pretekst by wspomnieć o współpracy i dobrej rywalizacji między środowiskiem Federacji a redakcją osławionego BITu pisma III LO. Jak wspomniałem wcześniej (patrz: moje Wspomnienia), znałem się z Jackiem Kurskim od przedszkola. Chodziliśmy do jednej klasy w podstawówce, razem dojrzewaliśmy, działaliśmy... Na początku lat osiemdziesiątych spotykaliśmy się niemal codziennie (mieszkaliśmy kilkadziesiąt metrów od siebie) by omawiać zajmujące nas tematy – od ruchów różnych opozycyjnych frakcji po „ruchy ruchy” innego rodzaju. Jacek Kurski prowadził z Piotrem Semką (później Maćkiem Grabskim) pismo Biuletyn Informacyjny Topolówka. Współpraca między pismami z natury rzeczy była omal modelowa. Raz nawet drukowaliśmy (wbrew wszystkim zasadom bezpieczeństwa konspiry) swoje pisma w jednym lokalu! (Gdańsk Wrzeszcz, ul. Lipińskiego). Może wspomnę jeszcze szeptem, że w latach swojej największej ekspansji Federacja (Oficyna Wydawnicza „Monit”) wydawała także Biuletyn Informacyjny Topolówka, o czym nikt z jej absolwentów nie chce pamiętać. Spuśćmy nad tym, w pełnym zrozumieniu, kurtynę milczenia... Wszak były mniej kontrowersyjne wspólne akcje. Rozwiesiliśmy np. na stadionie „Lechii” namalowany przeze mnie na zszytych przez dzisiejszą żonę Jacka - Monikę Mucek kuszetkowych prześcieradłach transparent „Wybory 13 X – Bojkot, Solidarność” (patrz: Mariusz Wilczyński Wspomnienia). Na Stoczni w czasie strajków 1988 roku wydaliśmy „Superspecjalne wydanie dwóch zaprzyjaźnionych pism młodzieżowych „Bito Monito” (na sam strajk Jacek też wszedł już parę godzin po mnie).
Ale do meritum i jednocześnie na zakończenie tego krótkiego rysu!
Można powiedzieć, że działalność Grup Wykonawczych wypełniała margines, który byłoby trudno zagospodarować w inny sposób. Niespożyta energia, którą wówczas tryskaliśmy znalazła w nich doskonałe ujście. Osoby zainteresowane tematem – np. ewolucją pomysłów na działalność grup w zmieniającej się sytuacji społeczno-politycznej drugiej połowy lat osiemdziesiątych – odsyłam do lektury specjalnej rubryki im poświęconej w piśmie „Monit”.
Na początku roku następuje niebagatelny fakt: 9 lutego umiera Jurij Andropow, sekretarz generalny ZSRR, władzę przejmuje młody Gorbaczow! Zapowiada tzw. pierestrojkę...
W Polsce natomiast 7 lutego 1984 roku – znaleziono ciało Piotra Bartoszcze, działacza rolniczej "Solidarności", bestialsko zamordowanego przez osławionych „nieznanych sprawców”. Później Instytut Pamięci Narodowej odsłoni kulisy powołania w bolszewickim MSW tajnej struktury „do zadań specjalnych”, odpowiedzialnej m.in. za inną akcję z tego samego roku – zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki: 19 października w pobliżu Górska pod Toruniem komuniści porywają księdza Jerzego, za 10 dni przypadkowi ludzie znajdują jego ciało. Przypomnijmy, że do dzisiaj nie ujawniono ludzi odpowiedzialnych za inspirowanie tych czynów.
1 maja wspaniała zadyma w Gdańsku, wielogodzinne walki uliczne, ranni po obu stronach. 31 maja – początek procesu przeciwko sprawcom śmierci Grzegorza Przemyka. Aresztowanie Bogdana Lisa z 11 czerwca, 13 lipca rusza tzw. proces czwórki - Jacka Kuronia, Adama Michnika, Romaszewskiego i Wujca. 16 lipca zapada wyrok w procesie o zabójstwo Grzegorza Przemyka. Dodatkowo 2 listopada umiera kolejna ofiara „nadgorliwych funkcjonariuszy” - Marcin Antonowicz, 19-to letni student chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Te ohydne zbrodnie, pogrzeb księdza Jerzego 3 listopada stymuluje organizującą się, po wprowadzeniu stanu wojennego, młodzież.
Kto nie miłuje brata swojego, którego widzi nie może miłować Boga swego, którego nie widzi!
Jan Paweł II
Przeczytałem we wspomnieniach Zbyszka Gorzałka fragment historii powstawania transparentu z mszy papieskiej 1987 r. Ponieważ transparent ten był namalowany przeze mnie w mieszkaniu dziadków Klaudii Moszczyńskiej na ulicy Polanki śpieszę by doprecyzować relację Zbyszka i przypominam, że transparent ów mógł być co najwyżej dosłownie przez sekundę eksponowany w mieszkaniu Jacka, więc śp. Adam Dydziński nie mógł być „u niego (Jacka Kurskiego) w mieszkaniu, gdzie trafił na końcówkę malowania potężnego transparentu z emblematem "Solidarność" o długości chyba z 10 m. przed ostatecznym wniesieniem na Zaspę”. Ale to szczegół.
Ten temat to dobra okazja by przypomnieć o kulisach organizowania manifestacji po papieskiej mszy 1987 roku i pierwszych próbach koordynacji działań grup młodzieżowych. Radykalne grupy młodzieżowe - w sposób widoczny podtrzymujące opór w mieście(RSA, Solidarność Młodych – „młodzi NSZZ Solidarność”, radykalne grypy młodzieży robotniczej) postanowiły „poznać się” by rozpocząć koordynację wspólnych akcji właśnie w kontekście zbliżającej się wizyty Jasna Pawła II w Gdańsku. Do spotkania inicjującego dalsze doszło w lesie leżącym w pobliżu mojego ówczesnego zamieszkania w Gdańsku (było to ze dwa dni przed wizytą Papieża w Gdańsku; pamiętam, że cały Wrzeszcz był wówczas bardzo szczelnie patrolowany przez milicję i na spotkanie dotarłem w ostatniej chwili i tylko dlatego, że udało mi się urwać pogoni jednego w patroli; Piotrek Semka, z którym odwiedzałem wówczas skrzynkę kontaktową na redakcję „Solidarności” przy ulicy Grunwaldzkiej we Wrzeszczu – został prze MO na czas wizyty Papieża zatrzymany). Na owym spotkaniu (pamiętam z niego Marka Rożaka (dzisiaj dyrektora Wydawnictwa Marek Rożak), Marka Biernackiego (członek Platformy Obywatelskiej, były minister spraw wewnętrznych), Jarka Bartoszuka (?), Jacka Kurskiego (poseł na Sejm) uzgodniliśmy druk ulotek wzywających do manifestacji, osoby odpowiedzialne za ich kolportaż, namalowanie „wielkiego” transparentu, pod którym będzie można zorganizować każdą ewentualną dalszą akcję... Farbę na jego namalowanie oraz sam materiał dostarczył mi później Marek Rożak.
To wszystko co pamiętam na tamten temat a podaję te szczegóły sprowokowany małymi nieścisłościami we wspomnieniach Zbyszka Zgorzałka, którego spotkałem ostatnio na pogrzebie Adama Dydzińskiego i przypominam sobie z radością tamte szczegóły. Proszę o ich ewentualne doprecyzowanie...
Opór w Gdańsku był podtrzymywany głownie za sprawą od paru lat działających organizacji młodzieżowych (niesłychanie prężnie rozrastającą się Federacją Młodzieży Walczącej, grupami anarchizującymi skupionymi wokół środowiska pism „Homek” czy później „Kres” – środowiska te wyrosły podobnie jak środowisko wcześniejszego Ruchu Młodej Polski w I Liceum Ogólnokształcącym – miałem z nimi kontakt przez Andrzeja Zarzyckiego, z którym z kolei poznał mnie Jarek Bartoszuk – mój kolega z klasy w IX LO. Niezależnie w II LO na ul. Petaloziego działa "Dwójka" Adasia Mieczkowksiego, z którym, gdy tylko rozpocząl swoje ukochane studia aktorskie straciłem kontakt; w V LO "Opornik", czy w III LO na Topolowej - redakcja Biuletynu Informacyjnego Topolówka - Jacek, Jarek Kurscy, Piotr Semka, później Maciek Grabski. Młodzież przejęła ciężar walki z systemem, organizując opór także w zakładkach pracy i „na mieście”. Imponowała zresztą nam – licealistom znajomość z robotnikami; np. Jurkiem Kwestorowskim (Guliwerem), którego poznałem pierwszego dnia strajku w stoczni 2 maja 1988 r. Po wejściu na stocznię gdy stwierdziłem „przydałaby się farba do namalowania postulatów” zaprowadził mnie do jakiegoś stoczniowego zaułka młody robotnik i wyciągnął z szafki beczkę czarnej i czerwonej farby...). Namalowałem postulaty rozpoczynających strajk stoczniowców i zorganizowaliśmy od drugiego dnia strajku poligrafię dla strajkujących (na stoczni pojawił się wprawdzie już wtedy Wojtek Kreft organizując redakcję stoczniowego pisma „Solidarność i rozwaga” oraz Jacek Merkel – ale główny ciężar informowania o strajku przejęliśmy jako FMW my) – weszliśmy na stocznię z Darkiem Krawczykiem, później przeniknęli do niej inni członkowie FMW – pamiętam dobrze Roberta Kwiatka, ale było ich znacznie więcej. Darek – mistrz sitodruku drukował w stoczniowej szatni plakaty informujące o strajku i inne druki. Z kościoła Św. Brygidy przywiózł samochód księdza Jankowskiego (?) powielacz białkowy, który później przejęliśmy i który trafił ostatecznie do mającego powstać na terenie stoczni muzeum „Solidarności”. Pamiętam malowanie z Guliwerem wielkiego transparentu „Strajk trwa”, który zawiesiliśmy na stoczniowym dźwigu (muszę dodać - pomagali w zawieszaniu członek Federacji Młodzieży Walczącej Piotr Babiński i Mirek Błaszkiewicz ze spółdzielni usług wysokościowych "Gdańsk") jak na ironię w ostatni dzień strajku z wiosny 88.
Mariusz Wilczyński