Federacja Młodzieży Walczącej w Pruszczu Gdańskim Pruszcz Gdański styczeń 2018r.
Urodziłem się w roku 1973 w Gdańsku, od początku mieszkaliśmy w Pruszczu Gdańskim w mieszkaniu w bloku. Pamiętam z dzieciństwa ten niepokój towarzyszący wydarzeniom roku 1981, pamiętam też wyraźnie obraz czołgów jadących w stronę Gdańska. 13.12.1981 przyszła do nas babcia, dorośli długo rozmawiali o tym co się wydarzyło, to był strach, niepewność i wielki smutek, wiedziałem wtedy, że coś się skończyło...
Moi dziadkowie zarówno ze strony mamy jak i ojca pochodzili z kresów, przed wojna mieszkali w woj. Stanisławowskim. Dziadek ze strony ojca był nauczycielem w gimnazjum w Śniatynie. 17.09.1939 po wkroczeniu sowietów został zatrzymany przez NKWD i ślad po nim zaginął. Ojciec mojej mamy brał udział w wojnie obronnej 1939r., był ranny pod Bzura, po powrocie do rodzinnego domu musiał się zmierzyć z rodzącym się ukraińskim nacjonalizmem. Rodzina była zmuszona opuścić te tereny. Opowieści o tych wszystkich wydarzeniach od zawsze były obecne w moim domu. Pamiętam te rozmowy, babcia zawsze tak ciepło wypowiadała się o czasach przedwojennych. Dla określenia tego okresu używali jakże czułego zwrotu:to było za Polskich czasów.Przysłuchując się tym rozmowom zrozumiałem, że Polska była w czasach IIRP, PRL był czymś zastępczym i na pewno nie tak wartościowym jak ta Polska prawdziwa. Przekaz reżimowej TV zawsze był negatywnie komentowany przez moich bliskich, za to z wielką regularnością słuchaliśmy RWE. Był to codzienny rytuał, choć za sprawą zagłuszania nie wszystko dało się usłyszeć wyraźnie. Pamiętam gazety z tego okresu, przed wprowadzeniem stanu wojennego legalny Tygodnik Solidarność” oraz przynoszone z pracy przez moją mamę pisma drugiego obiegu. Oczywiście lektura tych wydawnictw nie była skierowana do dziecka jakim wtedy byłem, gazety te jednak były tłem, czytane i komentowane przez dorosłych trafiały do mojej świadomości w sposób pośredni. Mając takie wychowanie trafiłem do szkoły podstawowej, imienia, o zgrozo Karola Świerczewskiego. Była to tzw. Tysiąclatka, na ścianie w centralnym miejscu korytarza znajdowała się instalacja” ku czci patrona szkoły. Składała się ona z dwóch palm po bokach, przy nich sztandar szkoły, w centralnym miejscu na ścianie gipsowa płaskorzeźba bohatera a pod nią metalowy kwietnik. Każda szkolna akademia nie odbyła by się bez peanu na cześć patrona, od rodziców wiedziałem, że tym bohaterem to jest nie tak do końca jak mówią, nie znałem jednak wszystkich szczegółów. Dziś wiem, że ten świecki święty był funkcjonariuszem NKWD, jego koledzy właśnie wyprowadzili z domu mojego dziadka, o czym wspominałem na wstępie. Będąc już starszym pamiętam lekcje historii, lubiłem ten przedmiot. Przekazywana jednak wiedza na temat historii najnowszej odbiegała od tej, którą znałem z domu. Nauczycielka zapytana o te rozbieżności potwierdzała oficjalną wersję, jednak bez żadnego fanatyzmu, a nawet większego przekonania. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że ich wersja historii nie jest prawdziwa. Chodziłem chyba do klasy VII, gdy w szkole pojawiła się nowa nauczycielka, prywatnie siostra mojego kolegi z klasy. Przedmiotem jaki nauczała była wiedza o społeczeństwie, wiedziałem, że obok historii przedmioty te służą indoktrynacji politycznej. Z wielką ostrożnością przyglądałem się nowej nauczycielce, zakładałem, że do nauki takiego przedmiotu wskazany jest bardzo dyspozycyjny i oddany nauczyciel. Jaka była moja radość, gdy okazał się, że nauczycielka nie tylko otwarta jest na dyskusję, ale z własnej inicjatywy opowiada o aktualnej sytuacji społeczno-politycznej, oraz o historii, tej prawdziwej. Będąc jeszcze w podstawówce pamiętam pierwsze demonstracja uliczne na, które zabierała mnie moja mama. Kilka razy byliśmy pod pomnikiem Sobieskiego, to był początek lat osiemdziesiątych. Pamiętam to uczucie wolności towarzyszące demonstracjom, wiele lat minie, abym poczuł to ponownie, ale to już będzie dzięki Federacji Młodzieży Walczącej.
Wiosną 1987 r. rozpoczynam treningi rugby w Gdańskiej Lechii, jestem w tej grupie najmłodszy poznaję wielu kolegów, jednym z nich jest Bogdan Falkiewicz. Nie wiedziałem wtedy o jego działalności w FMW. Nigdy nie słyszałem, aby rozmawiał z nami na tematy polityczne. Trochę później w treningach uczestniczył tez Robert Kwiatek, on również nie eksponował swojego światopoglądu wśród kolegów. Świadczy to o tym, że obaj przestrzegali zasad konspiracji, a o ich zaangażowaniu politycznym dowiem się znacznie później. W tym samym roku, wraz z kolegą ze szkoły rozpoczynamy samodzielne akcje małego sabotażu. Piszemy na murach antykomunistyczne hasła. Pamiętam jak pewnej nocy postanowiliśmy wykonać napisy na betonowym płocie wzdłuż trakcji kolejowej Pruszcz Gd. -Gdańsk. Napisy wykonane, ubranie całe w farbie, w tamtych czasach nikt nie marzył o spray-ach. Miejsce wykonania napisu było znacznie oddalone od samego Pruszcza, postanowiliśmy podjechać kawałek wskakując do wolno toczącego się w stronę Pruszcza pociągu towarowego. Zadowoleni jedziemy, w pewnym momencie pociąg zaczął przyspieszać. Prędkość jaką osiągnął uniemożliwiła nam bezpieczne wyskoczenie na wysokości stacji kolejowej, co było naszym planem. Zdaliśmy sobie sprawę, że pociąg towarowy wcale nie musi się zatrzymywać, a my z każdą chwilą jesteśmy coraz dalej od domu. Będąc już w znacznej odległości od Pruszcza pociąg zwolnił, wyskoczyliśmy i wracając do domu pieszo nadłożyliśmy sporo drogi. Cieszyliśmy się, że akcja się udała bez wpadki, a my zniknęliśmy momentalnie z miejsca sabotażu. Najwięcej napisów wykonywaliśmy na murach szkół, płotach trakcji kolejowej, okolicach dworca kolejowego i na przystankach autobusowych. Z czasem zaczęliśmy używać szablonów, niestety spraye nie były w naszym użyciu, a zamiast nich używaliśmy wałki malarskie. Farby, pędzle, wałki i szablony przechowywałem w piwnicy bloku, w którym mieszkałem z czasem znalazły się tam tez transparenty i podziemna prasa. Zima 88/98 postanowiłem wykonać akcję polegająca na oblaniu czerwona farbą budynku KM PZPR. Posiadałem puszkę czerwonego lakieru samochodowego, rozrzedziłem ją z rozpuszczalnikiem i wlałem do dwóch słoików. Nocą wraz z jednym z kolegów udaliśmy się przed budynek komitetu partii. W dogodnej chwili rzuciliśmy słoikami z farba i szybko uciekliśmy. Nazajutrz podziwialiśmy skutki naszej nocnej akcji, efekt jej był bardziej niż zadowalający. Elewacja północna, wejściowa była oblana czerwona farbą na wysokości pierwszego pietra. czasem zdałem sobie sprawę, że bez wsparcie jakiejś organizacji nie będę w stanie rozwijać mojej działalności. Szukałem w moim środowisku osób związanych z jakąś organizacją, niestety bezskutecznie. Z grupą moich kolegów szukaliśmy ewentualnej podobnej do naszej grupy, celem nawiązania współpracy. Była to zima 87/88 wiedziałem, że w Gdańsku w kościele pw. Św. Brygidy co niedzielę odbywają się msze święte za Ojczyznę. Postanowiłem się tam wybrać, jakież było moje zaskoczenie i uradowanie, gdy po mszy na placu przed kościołem spotkałem moich kolegów Bogdana i Roberta, znanych mi z treningów rugby.
Nie pamiętam, z którym z nich rozmawiałem najpierw, była to zwyczajna towarzyska rozmowa dwóch kolegów. W następną niedzielę znowu byłem pod Brygidą, ponownie się spotkaliśmy, w podobnych okolicznościach. Zacząłem się zastanawiać i doszedłem do przekonania, że nie były to spotkania przypadkowe, nadto koledzy zawsze mieli sporej wielkości skórzane torby, co było dość dziwnym ekwipunkiem jak dla osoby udającej się na mszę. Stało się dla mnie oczywistym, że koledzy są zaangażowani w jakąś działalność polityczna. Ucieszyło to mnie wielce, tego właśnie szukałem, w rozmowie szybko przeszliśmy do konkretów. Bez żadnych przeszkód zostałem wciągnięty do organizacji, zgodnie z jedną z zasad konspiracji byłem osobą, którą znali prywatnie. Poznałem wtedy innych kolegów z organizacji, po rozmowach z nimi dotarło do mnie, że właśnie Bogdan i Robert znajdują się na szczycie gdańskiej FMW. Z tym faktem wiązała się pewna niezręczność do Roberta początkowo zwracałem się po imieniu, a w organizacji był Jackiem Tak zaczęła się moja działalność w FMW. Od tego czasu spotykaliśmy się cyklicznie co tydzień, z czasem zacząłem otrzymywać bibułę i kolportowałem ja dalej.
Zbyszek - pierwszy od lewej z transparentem Fabryka Materiałów Wybuchowych - happening FMW Reg. Gdańsk przeciwko wyborowi Jaruzelskiego na prezydenta.
Stałym elementem naszej walki były demonstracje uliczne, które odbywały się bezpośrednio po mszy św. Towarzyszyło temu euforyczne uczucie wolności, można było wykrzyczeć wszystko, najczęściej demonstracje były organizowane z okazji uczczenia rocznic wydarzeń patriotycznych. Starałem się uczestniczyć we wszystkich tych wydarzeniach w 1988 roku największe demonstracje odbywały się w czasie pierwszych strajków w tym okresie poziom nastrojów społecznych był zdecydowanie wysoki. Największą jednak demonstracją była ta zorganizowana z okazji uczczenia 70-siątej rocznicy odzyskania niepodległości. Frekwencja wtedy była nadzwyczajna, tak licznych tłumów podczas demonstracji nie widziałem nigdy przedtem. Po wyjściu z pod Brygidy udaliśmy się w stronę Bazyliki Mariackiej. Byliśmy atakowani przez ZOMO, odpowiedzieliśmy kamieniami. Milicja jak mi się wydaje nie była przygotowana na tak wielką demonstrację. Zgrupowaliśmy się na ulicy Grobla I, zarówno od strony ul. Szerokiej, jak i Świętego Ducha zbudowaliśmy barykady. Do ich budowy wykorzystaliśmy ławki, śmietniki i inne elementy drobnej architektury. Płonął ogień, mieliśmy spory zapas bruku i cegieł, ZOMO nie było w stanie nas rozproszyć próbując szturmu, raz z jednej, raz z drugiej strony. Walki trwały do późnego popołudnia. Podczas innej demonstracji udało nam się wybić sporo szyb w budynku komisariatu MO przy ul. Piwnej, wnętrze również zostało częściowo zdemolowane. O obydwu tych wydarzeniach donosiło RWE oraz reżimowy Dziennik Telewizyjny oczywiście w odmiennym kontekście. Inna formą manifestowania były Happeningi polityczne, odbywały się z okazji uczczenia rocznic komunistycznych wydarzeń, ale nie tylko. Skupiały one młodzież wywodzącą się z odmiennych środowisk, a wspólnym ich celem była walka poprzez pastisz komunistycznej propagandy. Nie wszystkie happeningi kończyły się w pokojowy sposób. W maju 1989 zostaliśmy zaatakowani prze ZOMO, były aresztowania. Przedostaliśmy się na pl. Zebrań Ludowych, gdzie trwały oficjalne uroczystości pierwszomajowe. Bogdan Falkiewicz przejął mikrofon i, przemówił do zgromadzonych przekazując informację o zatrzymaniach. Po tym ruszyliśmy w stronę dawnej siedziby NSZZ Solidarność do Gdańska Wrzeszcza. Idąc ulicą Traugutta zostaliśmy zaatakowani przez ZOMO, mi udało się uciec przez płot, a następnie przez czyjąś posesję dotarłem do celu, ale tam była już nas garstka. Po powrocie do domu odwiedziłem moich kolegów, którzy uczestniczyli w demonstracji w celu sprawdzenia, czy nie zostali zatrzymani przez milicję. Nikogo z nich nie zatrzymano. Wykonałem tez kilka transparentów, których używaliśmy podczas demonstracji i happeningów.
Przed moim kontaktem z FMW dostęp do niezależnej prasy miałem ograniczony. Spotykając się co niedzielę z Bogdanem i Jackiem zawsze dostawałem coś do poczytania. Najważniejszą gazetą był Monit który zarówno formą jak i treścią górował nad podziemną konkurencją wydawniczą. Kolportaż prasy był ryzykowny, tym bardziej, gdy odbywał się w okolicy kościoła Św. Brygidy. Zmieniono logistykę zaopatrywania mnie w bibułę poznałem Krzyśka Knapa, to z nim miałem się kontaktować w sprawach prasy. Krzysiek zawsze był obecny podczas demonstracji, po jednej z nich wróciliśmy razem do jego domu i tam odebrałem mój przydział gazet. Od tego czasu odwiedzałem go regularnie, zawsze oprócz Monitu dostawałem wiele innych wydawnictw pochodzących nie tylko z FMW. Moje odwiedziny w jego domu były dla mnie zawsze wielkim przeżyciem, przechowywał on niezliczoną ilość bibuły jego pokój bardziej przypominał drukarnię lub magazyn wydawniczy. Jego tata, cała rodzina tak silnie zaangażowani politycznie. Niesamowita atmosfera panowała w ich domu. Krzysiek dysponował przeglądem niezależnej prasy praktycznie z całego kraju. Zawsze otrzymywałem od niego jakieś ciekawostki, do poczytania. Prasa, którą kolportowałem trafiała do Zespołu Szkół Rolniczych w Rusocinie, gdzie uczęszczałem, oraz do Pruszczańskiego Liceum Ogólnokształcącego. Od Jacka wiedziałem się, że Monit dociera też do Państwowego Technikum Ogrodniczego, ja nie znalem tego kontaktu. Otrzymywana prasę czytaliśmy wraz z kolegami od deski do deski. Rok 1989 to był rozkwit prasy niezależnej, w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że najwyższy czas wydać własną gazetkę! Stanowiliśmy już jakieś może nie liczne, ale mocno zmotywowane środowisko. Decyzja zapadła, gazetka ukaże się w Rusocinie. Kwestią sporną był wybór tytułu, moim pomysłem było nazwanie pisma Szlaban i tak też się stało. Nie miało to związku z rolnictwem, bo i nie miało mieć, nie reprezentowaliśmy tego środowiska, byliśmy mieszkańcami Pruszcza Gd. Szlaban miał symbolizować zamknięcie czegoś, odgrodzenie się, odizolowanie, takie pójście pod prąd. Szlaban też znajdował się na drodze wiodącej z Pruszcza do Rusocina, gdzie droga krzyżowała się z torami kolejowymi. Tak właśnie argumentowałem kolegom, mój wybór tytułu gazetki. Będąc u Krzyśka poinformowałem go o naszych planach, bardzo mu się ten pomysł spodobał. Ustalaliśmy szczegóły, było dla mnie oczywiste, że treść pisemka musi zostać zaakceptowana przez górę Krzysiek wyprowadził mnie z błędu, powiedział: zrobisz sobie maszynopis, dostarczysz, a my ci to wydrukujemy. Dał mi to dużo do myślenia, świadczyło z jednej strony o zaufaniu jakim zostałem obdarzony, z drugiej o nieskrępowanej wolności słowa panującej w FMW. Wtedy poczułem się wolny, a to uczucie zawdzięczam Federacji. W tym czasie mocno się zmotywowaliśmy, aby gazetkę wydać jak najszybciej, przygotowałem winietę i sam napisałem artykuły do pierwszego numeru. To był kwiecień 1989 r. dostarczyłem Krzyśkowi gotowy maszynopis Szlabanu i po kilku dniach odebrałem 500 egz. pisemka. Dziś to czytając nie sposób się zachwycić formą, jednak podpisał bym się ponownie pod tymi tekstami, zawarte tam tezy z mojego punktu widzenia i dzisiaj są słuszne. Gazetka trafiła do szkoły i wywołała spore poruszenie, nie stała się jednak katalizatorem dla jakiejś większej aktywności uczniów. Chodząca do tej szkoły młodzież skupiona była na własnych problemach, głównie dnia codziennego, była dość hermetyczna i nie kontestująca. W szkole tej działało ZSMP i ZMW podejrzewam, że z przyczyn koniunkturalnych jakaś część młodzieży angażowała się w te wylęgarnie przyszłych towarzyszy. Zgodnie z ustaleniami drugi numer Szlabanu miał przygotować samodzielnie kolega, miał już przygotowany cały materiał i wyglądało to obiecująco. Miał się tam znaleźć artykuł na temat poznańskiego czerwca 56 Zastał nas jednak czwarty czerwca i wszystko się skończyło, a może nie do końca?
Brałem udział w cyklicznych zebraniach FMW odbywających się w pomieszczeniach plebanii kościoła Św. Mikołaja. Byłem też go gościem osiemnastych urodzin Jacka spotkaliśmy się u niego w domu, z czasem padł pomysł, żeby przenieść się na plażę. Tak tez zrobiliśmy, noc spędziliśmy przy ognisku, ktoś grał na gitarze. W bardzo doniosłej atmosferze spędziłem tę noc, trudno sobie dziś wyobrazić tak odbywające się osiemnaste urodziny, wtedy wszystko było inne żyliśmy w PRL-u i chcieliśmy to zmienić. Oczywiście o naszebezpieczeństwodbało SB,Jacek był obserwowany i funkcjonariusze obserwowali naszą urodzinową, plenerową imprezę.
Po czerwcu 1989 wiele się zmieniło, już nie było milicji, orzeł odzyskał koronę, część ludzi uwierzyła, że nastąpią prawdziwe przemiany. Walka straciła sens, nastroje społeczne były na niskim poziomie. Jeżeli by uznać, że po czerwcu 89 nie dokonano istotnych przemian w państwie, to sposobem na pokonanie opozycji było właśnie poluzowanie reżimu i zaprezentowanie go w nowej atrakcyjniejszej postaci. Tak, lata komunizmu nie zniszczyły ducha wolości, zrobili to dopiero generałowie wespół z częścią opozycji skupioną przy okrągłym stole. Ta nowa Polska nie do końca była tą, o której marzyłem. Nie mogę przywołując wspomnienia o moich dziadkach powiedzieć, tak jak oni mawiali o IIRP Polskie czasy. Moja ocena dzisiejszej Polski jest ambiwalentna, mam nadzieję, że będzie lepiej, wiele krzywd nie zostało naprawionych, wiele spraw rozliczonych. Jest jeszcze dużo pracy przed nami. Patrząc na mój udział w tej drodze jestem zdania, że mogłem zrobić więcej. Cieszę się jednak, że znalazłem swoje miejsce w Federacji i chciałem podziękować wszystkim, których tam spotkałem, za to, że wspólnie mogliśmy robić coś tak wspaniałego.
Zbigniew Wasilewski